Już dawno nie analizowaliśmy żadnej znanej postaci pod kątem problemów ze zdrowiem psychicznym. Najwyższy czas to nadrobić :). Osoba, którą dziś opiszę, to kolejna już persona z kręgu pisarskiego. To jeden z najwybitniejszych poetów polskich, twórca Pana Cogito – mowa o Zbigniewie Herbercie. Oprócz pokaźnego dorobku artystycznego, Herbert ma na swoim koncie również obszerną historię choroby. Przyjrzyjmy się jej bliżej…

Na początek krótka notka biograficzna: opisywany poeta urodził się we Lwowie, przeżył 74 lata. Był doskonale wykształcony (ukończył ekonomię, filozofię i prawo, studiował również polonistykę). Wielokrotnie przeprowadzał się, zmieniał pracę i podejmował się różnych zajęć (poza pisaniem). Dopiero w 1956 roku sytuacja w kraju umożliwiła mu skupienie się głównie na poezji (był wówczas już po trzydziestce). W tym czasie odkrył swoją drugą pasję – podróżowanie. Mając 44 lata ożenił się, a jego małżeństwo trwało aż do śmierci pisarza. Kilka ostatnich lat życia Zbigniewa Herberta to ciągłe zmaganie się z ciężką postacią astmy. Jednak pracował niemal do końca życia – ostatnie dzieło wydał kilka miesięcy przed swoją śmiercią. Astma nie była jedyną chorobą, która męczyła Zbigniewa. Mówi się, że miał też problemy natury psychicznej.
Podobizna Zbigniewa Herberta, źródło: Magazyn Kontakt

 Niestabilność

Zbigniewa Herberta nieraz porównywano do Pana Cogito, czyli stworzonej przez niego postaci. Cecha, jaka najlepiej opisuje całokształt funkcjonowania poety, to niestabilność. Sam Czesław Miłosz (poeci przyjaźnili się ze sobą) powiedział, że Herbert jest „niezwykle skomplikowany psychicznie, a jego poezja jest odbiciem tych zmiennych stanów„. Bogatym źródłem wiedzy o funkcjonowaniu nieżyjącego artysty jest jego żona. Według jej relacji Herbert cierpiał na chorobę afektywną dwubiegunową. Pierwszy epizod depresji miał go dopaść około 40 roku życia – przyczyniło się do tego wyczerpanie po wielu podróżach, kłopoty finansowe i sytuacja polityczna w kraju. Wdowa po Herbercie opisywała, że był on w tym okresie zagubiony, cierpiał na lęki, bał się samotności, stracił chęć do życia. Bywał również agresywny, a agresję kierował na zewnątrz oraz ku sobie. Depresję próbował zapijać alkoholem, jednak nie pomogło to w odzyskaniu równowagi. Jego cierpienia przerwał dopiero lekarz, który został polecony pisarzowi przez przyjaciela. Ale to nie był koniec choroby Herberta…

 Depresja i euforia

Po wyciszeniu epizodu depresji przyszła faza maniakalna – u artysty rozwinęła się choroba afektywna dwubiegunowa, a huśtawki psychiczne miały dręczyć go aż do końca życia, przerywane krótkimi okresami wyciszenia choroby. Jak funkcjonował pisarz, najlepiej opisują słowa jego żony:
– Tak miało być już zawsze. Bo kiedy mijała depresja, nastawał czas euforii. Wtedy Zbyszek był zawsze w cudownym humorze. Śmiał się niemal bez przerwy. Nie było całej powagi ani grozy życia. Wszystkim dokoła udzielała się jego lekkość. Tylko kiedy się upił, robił się agresywny. Potrafił wtedy urządzać w towarzystwie piekielne awantury. Ale nazajutrz przepraszał, dawał kwiaty, żałował. Z czasem ataki (choroby) jednak stawały się coraz bardziej dokuczliwe, a Herbertowi przeszkadzały w pisaniu. W okresie depresji nie miał ochoty na nic, ale tworzyć nie mógł także w momentach, gdy rozsadzała go energia. (…) W okresach manii zdarzało mu się wydawać bardzo duże sumy pieniędzy nawet ze świadomością, że nie będzie co jeść”.
Ten fragment zapewne doskonale rozumieją inne osoby chore na CHAD. Mamy tu do czynienia ze skłonnością do stosowania używek, problemami z koncentracją, trudności z opanowywaniem emocji oraz naprzemiennym występowaniem faz depresyjnych i maniakalnych.
ChAD powodował rozgardiasz w życiu poety, niemoc twórczą. Lecz próbował on nauczyć się żyć ze swoją chorobą i nie poddawać się jej, czego potwierdzenie znajdujemy w wywiadzie udzielonym przez jego żonę:
„- (…) mój mąż miał jednak jeszcze coś, co nazwałabym „porządkiem w myśleniu”. W jego życiu powracały okresy trudne, kiedy przychodziła choroba. Dlatego bardzo dbał o swój porządek wewnętrzny, aby kiedy przyjdzie załamanie, nie dać mu się zniszczyć„.

Skazany na cierpienie?

W biografiach i opracowaniach często poruszany jest temat matki Zbigniewa, a dokładniej jej chorowania. Otóż chorowała ona na depresję i to na tyle poważną, że często bywała z tego powodu hospitalizowana. Poeta był niemal przekonany, że w związku z chorobą matki on również jest na nią skazany, gdyż ją odziedziczył. Istotnie mogło to mieć wpływ na rozwinięcie się choroby afektywnej u Zbigniewa Herberta, gdyż znany jest związek między pokrewieństwem a prawdopodobieństwem zachorowania. Z jego słów można wywnioskować też, że był on niejako pogodzony z faktem chorowania, a raczej z nieuchronnością tegoż. Lecz miał na tyle szczęścia, że postawiono mu prawidłową diagnozę i był leczony… W dodatku u jego boku wiernie stała bliska osoba. Patrząc na dorobek artysty nie sposób odebrać mu sukcesów literackich – już pośmiertnie został odznaczony Orderem Orła Białego. Był również nominowany do Literackiej Nagrody Nobla.

Niewątpliwie wolny zawód pomaga w dostosowaniu się do życia z chorobą, podobnie jak posiadanie bliskich osób. Jak widać na kolejnym już przykładzie z naszej serii „Sławni chorujący…”, nawet mając paskudną chorobę psychiczną można realizować się w życiu i osiągać sukcesy. Zapewne kluczem do tego jest odpowiednie leczenie, wsparcie otoczenia i praca w branży, która pozwala na pewną elastyczność. Jak myślicie, co jeszcze?

Portret Zbigniewa Herberta. Autor: Krzysztof Bagorski.


 Literatura

  • afektywni.pl
  • http://magazynkontakt.pl/katarzyna-herbert-jak-zasniesz-to-koniec.html
  • http://culture.pl/pl/tworca/zbigniew-herbert

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *