
W dzisiejszej notatce skupię się na bardzo poruszającym mnie aspekcie w branży psychologiczno-terapeutycznej…Jest to niejako rozwinięcie postu psycholog z problemami – tak czy nie?

Co gorsza – już po przyjęciu do szkoły psychoterapeutycznej i po zapisach członek danej szkoły może tytułować siebie psychoterapeutą… Jeszcze przed rozpoczęciem zajęć. Wystarczy okazać papier, świadczący, iż dana osoba jest uczestnikiem kursu. Tragifarsa, prawda? Istnieje też odwrotna relacja – psycholodzy-terapeuci krytykujący terapeutów, ale to rozwinęłam w innym poście, do którego odwołanie znajduje się w nagłówku.
Jednak nie tylko psychoterapeuci mają swoje za uszami. Biznes rządzi się swoimi prawami – ok. Jednak ludzie często zapominają o etyce zawodowej w pracy, oślepieni rządzą zysku oraz zdobycia doświadczenia praktyka. A na kim zdobywają to doświadczenie? Na swoich klientach, często nieświadomych, iż na fotelu obok bądź za biurkiem siedzi osoba niekompetentna…
Do czego zmierzam? Gdyby nie obracanie się wśród ludzi z branży psychologicznej nie miałabym większego pojęcia o jej specyfice, jak i pokrewnej – psychoterapeutycznej. Niby dane środowisko zawodowe powinno zawsze trzymać się razem i bronić siebie nawzajem, jednak w świetle wiadomości, do których docieram muszę wyjść poza ten szereg, niczym psycholog Witkowski. Jestem lekko zaszokowana i czuję niesmak w stosunku do moich kolegów i koleżanek postępujących wielce nieetycznie. Otóż dotarłam do kilku osób z moich studiów, które nie ukończywszy ich otwierają własne gabinety pod szyldem „psychologiczno-terapeutycznych”, tytułując siebie bezprawnie PSYCHOLOGAMI.
Są to osoby będące na 5 roku psychologii, jednakże (póki co) bez tytułu zawodowego psychologa…Co gorsza, ich kłamstwa nie są w żaden sposób weryfikowane choćby przez pracodawców, którzy zatrudniają ich jako pełnoprawnych psychologów. Jedna z nich uczęszcza(ła) do Krakowskiego Centrum Psychodynamicznego, jednak po pierwszym roku (z 4-rech) zrezygnowała. Nie jest magistrem psychologii, a mimo to prowadzi prywatny gabinet jako psycholog, psychoterapeuta. Ponadto pracuje w jednym ze Stowarzyszeń AA, gdzie zatrudniania jest na tym samym stanowisku (!). Dla zwiększenia wiarygodności przed ich nazwiskami umieszczany jest skrót mgr (magistrami owszem, są, ale nie psychologii :)))) oraz czasem krótkie odwołanie do ukończonej uczelni – np. mgr Ten i Ten, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Niewnikliwy potencjalny klient/pacjent może się przejechać na (nie)kompetencji takiego „specjalisty”, wierząc, że rozmawia z absolwentem psychologii czy absolwentem kilkuletniej szkoły terapeutycznej, a nie religioznawstwa lub socjologii (przykładowo).
Osobiście jak do tej pory zetknęłam się z kilkoma takimi przypadkami, ale mam przypuszczenia, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie „chwalą się” one tym przed znajomymi, którzy doskonale wiedzą, jak wygląda sytuacja ich wykształcenia. Nie orientuję się, czy pracodawcy po prostu nie weryfikują posiadanych dyplomów i certyfikatów swych pracowników i kandydatów do pracy, czy może po prostu „przymykają” na te niewielkie braki oko, proponując niższe wynagrodzenie :]. A w kogo to uderza bezpośrednio? W USŁUGOBIORCĘ, czyli w tym przypadku pacjenta (!!!).
Dlatego uczulam was jeszcze raz i będę to robiła dotąd, dopóki takie procedery będą miały miejsce – sprawdzajcie i weryfikujcie wykształcenie psychologów i psychoterapeutów przed nawiązaniem z nimi jakiejkolwiek relacji terapeuta/psycholog-klient. Nie krępujcie się tego, to wasze prawo! Nie dajcie się skusić niższymi cenami na rynku – za tym musi coś stać. Albo brak uprawnień, albo słaby warsztat, bo na pewno nie wspaniałomyślność w leczeniu za półdarmo. Jeśli traficie na kogoś nieodpowiedniego, w najlepszym razie odejdziecie niezadowoleni lub sfrustrowani, a w skrajnym – w gorszym stanie niźli przed przybyciem do gabinetu specjalisty… Pamiętajcie, że osoba, która nie ma swych umiejętności popartych dowodami na piśmie tak naprawdę w rzeczywistości może być zwykłym hochsztaplerem, których pełno na każdym kroku.