„Tajemnicze” pojęcie używane w psychiatrii… Budzące wiele emocji, często nie rozumiane poprawnie. O czym mowa? O remisji. Wielokrotnie spotkałam się z tym, że termin ten był rozumiany sprzecznie z jego definicją. Wynika to poniekąd z niezbyt udanego słowa, którym opisuje się ten specyficzny, korzystny z punktu widzenia chorego stan.
Weźmy pod rozwagę taki przykładowy dialog w gabinecie psychiatrycznym:
Psychiatra – Wiele wskazuje na to, że zaczyna się u Pana remisja choroby.
Pacjent – O nie! Tylko nie to! Niech Pan coś z tym zrobi!
Ale wracając do początku! Remisja często bywa mylona z progresem bądź nawrotem choroby. Pomyłki te są zapewne skutkiem przedrostka re- i podobieństwem do słowa reemisja [to powtórna emisja czyli nadanie jakiegoś programu telewizyjnego bądź radiowego]. Z łaciny remissio to odesłanie, ulżenie. W medycynie nazwa ta oznacza taki okres choroby, w którym brak jest objawów. Czyli bardzo pożądany i korzystny zarówno z punktu widzenia lekarza jak i pacjenta. Jest ono stosowane w stosunku do schorzeń charakteryzujących się przewlekłym, chronicznym lub nawracającym przebiegu. A do takich klasyfikuje się zaburzenia i choroby psychiczne. Używanie tego terminu jest zasadne, a nawet konieczne w przypadku chorób, w których trudne do określenia jest, co oznacza „wyzdrowienie” w znaczeniu BRAKU CHOROBY. Choroba remitująca to innymi słowy ustępująca.
Remisja w psychiatrii może być czasowa, a może być też i trwała. W większości chorób psychicznych dąży się poprzez terapię (farmakoterapię, psychoterapię) do trwałej remisji objawów chorobowych. Niestety aktualna wiedza medyczna jest za skąpa, by można było jednoznacznie stwierdzić, czy remisja jest równoznaczna z wyleczeniem.
Co ciekawe, remisja może nastąpić samoistnie bądź pod wpływem terapii. Czasem ciężko ustalić, czy nastąpiła ona samoistnie, czy jednak któreś z wysiłków terapeutycznych odniosło oczekiwany skutek. Ale czy z perspektywy pacjenta jest to istotne? Grunt, żeby czuć się dobrze :).
Inna cecha charakterystyczna remisji dotyczy obszaru jej występowania – otóż możemy mieć do czynienia z remisją całkowitą bądź remisją częściową (niepełną). Z tą drugą mamy do czynienia, gdy nie wszystkie objawy ustępują bądź gdy zmniejsza się ich stopień nasilenia, ale wciąż występują w niewielkim stopniu. Cóż, lepszy rydz niż nic :).
A więc wyróżnić możemy takie typy remisji jak: trwała, czasowa, samoistna, pod wpływem leczenia, całkowita, częściowa.
Jednak nie wszystko złoto co się świeci – remisja poprzedza często pogorszenie się stanu chorego. Może tak być w przypadku remisji czasowej, bo jak wiadomo remisja trwała oznacza brak kolejnych rzutów choroby. Jak to się zwykło mawiać: raz słońce, raz deszcz. W tym znaczeniu remisja czasowa jest tzw. złym prorokiem. Ale będąc uzbrojonym w tę wiedzę można czynić wysiłki mające zapobiegnąć kolejnemu potencjalnemu etapu chorowania tzn. zaostrzenia się stanu choroby.
Kiedy możemy spodziewać się remisji? Jeden bóg wie… Często widać postępującą poprawę stanu zdrowia pacjenta, jednak czasem dzieje się to niepostrzeżenie. Mam wrażenie, że w przypadku zaburzeń nastroju (głównie tych lekoopornych) w pewnym momencie organizm sam reguluje stan psychiczny gdy nastąpi przekroczenie jakiegoś progu. Nagle obserwuje się sukcesywną poprawę, choć jeszcze jakiś czas temu nic na to nie wskazywało. Po okresie zaburzonej równowagi następuje powolna stabilizacja. Spotkałam się z teorią, że w przebiegu zaburzeń afektywnych remisja jest jednym z naturalnych etapów przebiegu choroby, występującym nawet bez udziału leczenia.
Cóż, pewnie trochę w tym racji jest [a może nawet więcej niż trochę], ale bezpieczniej jest, gdy chorobę kontroluje się w mniejszym bądź większym stopniu za pomocą leków i psychoterapii. Zmniejsza się wtedy ryzyko stanów maniakalnych w CHAD bądź ryzyko samobójstw i samouszkodzeń w epizodach depresyjnych. Można niwelować choćby w częściowym stopniu negatywne następstwa zaburzenia [w tym zmniejszać dystres i cierpienie, poprawiać funkcjonowanie społeczne i zawodowe]. Nie należy zapominać, że każdy przypadek jest inny – fakt, że u niektórych chorych nastąpi samoistna remisja nie oznacza, że u wszystkich pacjentów tak będzie. A dopóki ona nie nastąpi, to nie możemy być pewni (baaa, często nawet nie możemy przypuszczać) z jakim przebiegiem choroby będziemy mieli do czynienia. Tym bardziej, jeśli to pierwszy rzut choroby u danego pacjenta lub w najbliższej rodzinie nie było dotychczas przypadków zachorowania (nie ma wtedy układu odniesienia, którym możemy posiłkować się w trakcie prognoz).
Zaznaczyłam już, że nawrotom objawów można zapobiegać. A jak to robić? Oczywiście w porozumieniu ze specjalistą. Jednak są pewne uniwersalne zasady dotyczące stylu życia obowiązujące wszystkich pacjentów z zaburzeniami nastroju. Wymienia się wśród nich m.in.:
- unikać picia alkoholu i zażywania substancji psychoaktywnych
- spożywać kawę w umiarkowanej ilości
- regularny cykl dobowy, ze stałymi, porami kładzenia się do łóżka i wstawania,
- wypoczynek nocny bez zarywania „nocek”
- względnie stałe pory przyjmowania leków
- nie odstawiać leków bez konsultacji z lekarzem oraz nie omijać dawek
- unikać nadmiernego stresu (pomocne w tym będzie nauka technik relaksacyjnych oraz, w miarę możliwości, redukcja źródeł stresu)
- stopniowy powrót do aktywności i obowiązków domowych po chorobie
- regularny wysiłek fizyczny, ale bez nadwyrężania organizmu
- stosowanie odpowiedniej diety, która może się przyczynić do utrzymania stabilności stanu psychicznego oraz trwałości remisji – np. bogata w ryby i owoce morza (dieta śródziemnomorska jest polecana przez psychiatrów), nienasycone kwasy tłuszczowe.
Ciężko, ale nie jest to niemożliwe :). A gdy już nastąpi, to się ją docenia…