Zapewne znacie lub słyszeliście o idei work-life balance. To koncepcja zarządzania czasem, stawiająca za cel odnalezienie równowagi pomiędzy życiem zawodowym (praca, kariera i ambicja) a życiem prywatnym (zdrowie psychiczne i fizyczne, rozrywka, rodzina, duchowość). Inaczej mówiąc, to stan, w którym nasze życie zawodowe i prywatne tworzą spójną całość, służą naszym celom i oczekiwaniom oraz są zgodne z naszymi zasadami i wartościami.

Gdzieś po miesiącu pracowania po minimum 10 – 12 godzin na dobę, mając weekendy zajęte szkoleniami, zorientowałam się, że moja dotychczasowa, starannie wypracowana równowaga pomiędzy pracą a życiem prywatnym to już historia. W dobie epidemii koronawirusa i zachorowań na infekcje sezonowe nieszczęśliwie wypadło kilku pracowników z grafiku, a niestety praca musiała zostać zrobiona. Została ona rozłożona na pozostałych, nie zawsze mających kompetencje ku temu (jak się po czasie okazało, bez równoczesnego zwiększenia wynagrodzenia). Typowe rozwiązanie niskobudżetowe, prawda? Również na mnie nałożono w zastępstwie dodatkowe obowiązki, na tak zwane wczoraj.  Z tygodnia na tydzień, a nawet z dnia na dzień zadań przybywało, a zaległe się piętrzyły. Przełożyło się to na zostawanie po godzinach w pracy, brak przerw w jej trakcie, zabieranie dokumentów do domu. Coś się we mnie buntowało przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Co mnie powstrzymywało przed zmianami? Urlop wypoczynkowy majaczący na horyzoncie oraz świadomość, że to tylko tymczasowy stan rzeczy.

Pomimo tego, że miał to być jedynie chwilowy stan przejściowy, to brak work-life balance mocno się na mnie odcisnął. Skutkami tego były m.in. intensywny stres, niewyspanie, pogorszenie jakości snu, odczuwanie lęków, obniżony nastrój, zwiększona drażliwość, kłótliwość, zmniejszona empatia i cierpliwość, sfrustrowanie. Dodatkowo pogorszyła się sprawność moich procesów poznawczych. A wszystko przez niedobór wypoczynku i czasu na solidną regenerację. Z niepokojem obserwowałam te objawy, które intensyfikowały się niemal z dnia na dzień. Czułam, że kryzys psychiczny wisi w powietrzu, jeśli nie wprowadzę szybko zmian.

Całe szczęście do załamania nie doszło, bo nadszedł upragniony, kilkudniowy urlop. Przeznaczyłam go w połowie tylko dla siebie. Po urlopie wróciłam do normalnego trybu 40-godzinnej pracy – z małymi wyjątkami… Mimo, że oczekuje się ode mnie zwiększonego nakładu pracy, również w formie home office (nieodpłatnie oczywiście).

Jednak z tego doświadczenia wyniosłam dla siebie cenne lekcje:

  • Choćbym bardzo chciała i/lub potrzebowała, nie jestem w stanie pracować efektywnie więcej niż 9 godzin na dobę. To niby tylko 1 godzina więcej, ale w skali tygodnia już 5. Im dłużej pracuję, tym spada moja produktywność.
  • 12 godzin pracy bez żadnych przerw to absolutne maksimum dla mojego organizmu. Po 12 godzinach w pracy, bez solidnego wypoczynku i regeneracji sennej z mózgu mam papkę, z której już nic sensownego się nie wyciśnie. Raz na jakiś czas mogę zostać w pracy na 12stkę, ale warunkiem musi być jakaś realna przerwa w międzyczasie (a nie z telefonem przy uchu lub przed komputerem/dokumentami!) i czas na regenerację pomiędzy kolejnymi dniówkami….
  • Każdy ma indywidualne granice. Dla kogoś 12stogodzinny tryb pracy jest optymalny, dla innej osoby z kolei 6 godz/dobę pracy zawodowej to max. To zależy od stanu psychofizycznego i ogólnie sytuacji życiowej.
  • W weekend moim obowiązkiem wobec siebie jest znaleźć czas na relaks.

Przeczytaj również: Zadbaj o zdrowie psychiczne podczas epidemii koronawirusa


  • Ceń swój czas. Czas poświęcony pracy również.
  • Jeśli świadczysz pracę nieodpłatnie, nikt ci za to nawet nie podziękuje, bo skoro pracujesz za darmo to: – sam tego chcesz (z tobie znanych tylko motywów), – lubisz to, – twoja praca jest marnej jakości, nie zasługującej na zapłatę, – źle organizujesz sobie pracę.
  • Zamiast zostawać po godzinach (nieodpłatnie oczywiście), wolę nie przyjmować nowych zadań na tzw. wczoraj/miesiąc temu/rok temu. Nowe zadania trafiają do poczekalni. Narażam się na gniew kierownictwa, krytykę, być może utratę stanowiska, ale za to ile zyskuję: – szacunek do siebie samego, – rozwój asertywności, – cenny czas dla siebie. Za te same pieniądze. Nie zamierzam w pojedynkę wykonywać pracy za dwie/trzy osoby, które przebywają na L4/urlopach wypoczynkowych/delegacjach/szkoleniach. Za pojedynczą pensję.
  • Pracę zawsze można zmienić. Ze zdrowiem nie jest niestety tak łatwo.

Od dawna jednym z moich priorytetów jest zdrowie psychiczne jak i fizyczne. Kariera zawodowa jest na dalszym planie. Dlatego mój wybór był prosty. Wracam do dotychczasowego, 40-stogodzinnego tygodnia pracy.

Czy work-life balance działa?

Wypracowanie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym jest trudne. Wymaga samoświadomości, w tym znajomości swoich wartości oraz możliwości i ograniczeń. Ponadto wdrażanie w życie zmian wymaga bycia asertywnym. Nasze otoczenie zwykle nieprzychylnie reaguje na zmiany w naszym funkcjonowaniu, jeśli przy tym traci jakieś korzyści lub zyskuje nowe obowiązki. Zmiana jednego elementu zazwyczaj wymusza zmianę w innym elemencie układanki, który niekoniecznie ma na to ochotę.

W wielu branżach premiowana, a wręcz wymagana jest dyspozycyjność i elastyczność pracownika. Ale ta dyspozycyjność i elastyczność nie powinna polegać na zajeżdżaniu personelu, telefonach służbowych o każdej porze dnia (często i nocy!), a także na zakłócaniu urlopu wypoczynkowego nagłymi wezwaniami do pracy czy telefonami służbowymi… Osobiście nigdy nie praktykowałam tego typu zachowań, a czas wolny współpracowników szanowałam tak samo, jak swój. Musi się naprawdę walić i palić, bym niepokoiła kogoś na urlopie sprawami zawodowymi. Urlop, w trakcie którego zajmujemy się pracą, to wypoczynek tylko częściowy. Warto w tym aspekcie stawiać jasne granice współpracownikom i przełożonym – przed udaniem się na urlop zaznaczyć, że będziemy niedostępni. Naprawdę się da, a i większość osób powinna zrozumieć taki stan rzeczy. Jednak wymaga to asertywności (to świetna okazja do przećwiczenia tej umiejętności w praktyce!). Ciężko przestrzegać granic, które są niejasne lub zmienne.

Jeśli jednak w danym miejscu pracy nie jest możliwe zachowanie równowagi między życiem zawodowym a osobistym, to warto zastanowić się nad zmianą posady. Mądry szef wie, że wypoczęty i szczęśliwy człowiek to lepszy pracownik.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *