Od pół roku biorę udział w grupie wsparcia dedykowanej chorym na nerwicę, depresję i chorobę afektywną dwubiegunową. Jednak wśród członków przeważają nerwicowcy, a z osób, które mają depresję większość posiada również na dokładkę zaburzenia lękowe. ChAD-owców brak. Także moje spostrzeżenia jako obserwatora tyczą się głównie osób nerwicowych. Przez grupę przewija się multum ludzi: niektórzy udzielają się tylko sporadycznie, drudzy szybko odchodzą, a trzeci to stali członkowie. Także grupa jest otwarta. Do jakich wniosków doszłam po tych 6 miesiącach?

A. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy w grupie na „dzień dobry” to fakt, że wszyscy, WSZYSCY, jak jeden mąż koncentrują się na swoim ciele i sygnałach z niego biegnących. Monitorowanie organizmu 24/24, bardziej intensywnie niż w szpitalu na OIOM-ie. Wiem, że taka specyfika tej choroby, ale to błędne koło. Im bardziej skupiasz się na pomiarach ciśnienia, rytmie pracy serca, bólach, dusznościach, zimnych potach, drżeniach ciała, tym większy lęk w sobie generujesz. A to prosta droga do tego, by objawy nerwicowe się zintensyfikowały. Człowiek dostaje wtedy błędne „potwierdzenie” z ciała, że rzeczywiście jest poważnie chory i potrzebuje pilnej pomocy medycznej. Niejednokrotnie trafia na SOR bądź wzywa pogotowie. Bezzasadnie… Świetnie obrazuje to anegdotka, którą opowiedziała jedna z uczestników grupy: Pojechała na gwałt na Izbę Przyjęć do szpitala z dusznościami.
Pielęgniarka:  Co się dzieje?
Uczestniczka grupy:  Duszę się.
P.:  Nie widać.
U.G.:  Nie mogę oddychać! (histerycznie)
P.:  To jak w takim razie Pani mówi? 
W tym momencie pacjentka zdała sobie sprawę z absurdalności swych objawów i stwierdziła, że FAKTYCZNIE. Pielęgniarka ma rację… Zrobiło jej się głupio i jak niepyszna ewakuowała się ze szpitala. Już bez duszności.
Można by rzec, że pielęgniarka nie wykazała należytego zainteresowania i troski. Że „olała” zgłaszającą się osobę potrzebującą pomocy. Ale sytuacja była zgoła inna: zachowała ona zdrowy rozsądek, a w dodatku poinformowała osobę „duszącą się” o absurdalności swych objawów generowanych przez lęk. Tak obcesowo zdemaskowany lęk odpuścił jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy do głosu doszedł rozum, a nie emocje. Dlatego tak ważne jest, by uczestniczyć w terapii bądź słuchać osób z otoczenia, którzy wytrącają z ręki nerwicy argumenty generujące i podtrzymujące OBJAW.
B. Drugie spostrzeżenie dotyczy powszechności obaw co do skutków ubocznych powodowanych przez zapisane przez lekarza leki. Ale również tych dostępnych bez recepty. Czytanie ulotek w tej grupie jest „obowiązkowe”, a przypisywanie sobie wystąpienia objawów niepożądanych nagminne. Pacjenci nie uwzględniają prawdopodobieństwa z jakim skutki uboczne mogą wystąpić, potrzebują wielu zapewnień z ust różnych osób (w tym niemających odpowiedniej wiedzy medycznej), że mogą dany preparat bez obaw zażywać, że im nie zaszkodzi, że od tego nie umrą itp. Przesadna troska o swój stan zdrowia dyktuje takie zachowanie. Ale nie przynosi to pozytywnych efektów: pacjent może wmówić sobie i w sposób rzeczywisty przeżywać wyszczególnione w ulotce skutki niepożądane stosowania leku, albo co gorsza nie zażywać go ze strachu. A jak wiadomo lekarstwo, którego nie zażywamy raczej nie będzie miało możliwości zadziałania i osiągnięcia celu, w jakim go przepisano.
Będąc pacjentem, nie posiadającym wystarczającej wiedzy medycznej, trzeba niejako zaufać kompetencjom lekarza, który nie ma zamiaru nam zaszkodzić. I który z pełną odpowiedzialnością zaleca dany specyfik. Jeśli mamy jakieś wątpliwości zawsze możemy skonsultować się z nim jeszcze raz. A jeżeli takiej możliwości nie ma – zwróćmy się do farmaceuty. Ten jest dostępny w każdej aptece od ręki i z chęcią pomoże. On równie dobrze jak lekarz zna się na lekach. Niestety bez zaufania w słowa jednego lub drugiego, chociażby ograniczonego zaufania, nasze lęki nie zmniejszą się. Spróbujmy zrzucić z siebie odpowiedzialność za decyzję: brać czy nie brać. Na kogo? Na specjalistów. A dlaczego? Bo jeżeli wystąpią jednak jakieś reakcje uboczne medykamentu lekarz bądź farmaceuta musi nam udzielić pomocy. I jej udzieli. Nie jesteśmy z tym sami. Nikt nas nie zostawi samych na pastwę losu z ostrą reakcją alergiczną. Po prostu znów odwołajmy się do rozsądku, a nie polegajmy na emocjach.
C. Wmawianie sobie chorób. Przeróżnych. Większość ze spectrum ciężkich, nieuleczalnych i śmiertelnych, nawet jeśli nie ma ku temu racjonalnych przesłanek. Wśród najczęstszych można wymienić zawał, udary, nowotwory złośliwe w końcowym stadium, stwardnienie rozsiane, padaczkę a także różne inne strasznie brzmiące choroby, których nazw nawet nie potrafię powtórzyć, bo słyszałam je raz w życiu (właśnie na grupie). Przy czym widzę przed sobą zupełnie zdrowo wyglądającą osobę, nie dającą oznak, że za chwilę wyzionie ducha. Tylko śmiertelnie wystraszoną i zmartwioną. Oczywiście zamiast się pytać innych, czy w ich mniemaniu racjonalne są takie obawy, to raczej koncentrują się na uzyskaniu informacji, które badania muszą jeszcze wykonać. A nawet jeśli je wykonają (o ile lekarz je zleci. A z tym też są problemy, bo bezzasadnych skierowań lekarze nie chcą wypisywać, co jest zrozumiałe) i wyniki są prawidłowe, to uspokaja ich to tylko na moment. A za chwilę już kombinują, jak by tu powtórzyć badania, najlepiej z rozszerzoną, dokładniejszą diagnostyką. Bądź przerzucają się na inną chorobę, której są nieomal „pewni”. I tak można w nieskończoność. Tracąc czas, siły na bieganie od lekarza do lekarza, od przychodni do szpitala oraz pieniądze, gdyż często pacjenci ci fundują z własnej kieszeni badania. Bo albo lekarz przyjmujący na NFZ odmawia ich wykonania, albo terminy są zbyt odległe, a oni muszą JUŻ TERAZ NATYCHMIAST zostać przebadani. Albo nie wierzą w sprzęt medyczny dostępny na NFZ lub kompetencje lekarzy państwowych.
D. Obawy o stracenie rozumu, o popadnięcie w szaleństwo itp. Często padają w grupie pytania, czy możliwe jest odejście od zmysłów, oszalenie przez lęk. Albo lęki o to, że już się oszalało. Nie, nie jest to możliwe przy zaburzeniach lękowych. Nie występują tutaj zaburzenia psychotyczne. Chociaż może się wydawać, że popadamy w szaleństwo, że zatracamy się w nim, to kluczowe słowo w tym brzmi – WYDAJE NAM SIĘ. Zaburzenia lękowe nie wiążą się z psychozą, nie tracimy kontaktu ze światem rzeczywistym. Nawet jeśli przeżywamy derealizację, depersonalizację czy inne nieprzyjemne syndromy, to na poziomie racjonalnym wiemy, że to tylko nerwica. Że to tylko takie specyficzne odczucie.

E. Koncentrowanie się na sobie. Nie słuchanie innych. Nastawienie na „nadawanie”, nie na słuchanie. Nie dotyczy to wszystkich, ale sporej grupy chorych. Nie jest to negatywna ocena, ot informacja zwrotna, moje spostrzeżenie. Ten egoizm jest zrozumiały, bo człowiek cierpiący skupia się na sobie, na swym cierpieniu niemal automatycznie, czego konsekwencją jest zmniejszone zainteresowanie otoczeniem, jak i mniejsza uwaga poświęcana słowom innych osób. Trudno jest wejść w dialog z osobą skoncentrowaną na sobie. Baaa, często jest to monolog. Monolog, którego celem jest zredukowanie napięcia wewnętrznego, uzyskanie uwagi otoczenia, być może współczucia i pomocy. Niestety nastawiając się na nadawanie nie dopuszczamy do siebie nikogo gotowego nieść pomoc, bo go nie słuchamy :]. Słuchamy siebie i swojego lęku, nie docierają do nas argumenty.Co z tego, że uzyskamy chwilową ulgę? Nerwica się cieszy, bo poświęcamy jej 100% swej uwagi. Grupa jest idealnym miejscem, by prócz dzielenia się swym lękiem otworzyć się na innych, na ich słowa, na ich historie i doświadczenia. Ponadto, angażując się w problemy pozostałych chorych znajdziemy w nich zrozumienie i będziemy mogli im udzielić wsparcia, co i dla nas będzie czynnikiem leczącym.

F. „Zarażanie się” objawami i chorobami, oczywiście tymi fizycznymi. Wzajemne nakręcanie się. Jedna osoba, pod wpływem szczegółowych opisów drugiej potrafi wywołać u siebie lęk, w tym nawet paniczny, oraz szukać u siebie przejawów choroby. Niektórzy, dostrzegając te zależności rezygnują niestety z dalszego uczestnictwa w grupie lub zwracają uwagę innym, by nie skupiali się wyłącznie na objawach nerwicowych. Prowadzący starają się ukracać nakręcanie się uczestników, wprowadzając różne zasady i tematy omawiane w danym dniu na terapii. Na szczęście zdaje to rezultat, ale niektórzy są niezdyscyplinowani i co i rusz musza być upominani przez prowadzących, którzy przypominają o regulaminie. Takie zachowanie nikomu nie służy: ani przeżywającym swe lęki, ani słuchającym. I jedni i drudzy skupiają przez to całą swoją uwagę na nerwicy, pozwalając jej przejmować panowanie nad sobą. Koncentrowanie się na sobie i na aktualnie przeżywanym samopoczuciu często wywołuje to, czego się boimy, czyli somatyczne objawy lękowe jak duszności, przyspieszone tętno, hiperwentylację. Po prostu mamy to, o czym myślimy.

 

Kochani, nie na tym polega grupa wsparcia, by uczestnicy wzajemnie pielęgnowali w sobie swoje lęki, nakręcali się wzajemnie i pogrążali w rozpaczy. Dopóki SAMI będziecie dostarczać pożywki dla nerwicy, dopóty będzie się ona doskonale w was czuć i niczym pasożyt wewnętrzny wysysać z was energię witalną. Należy czynić wysiłki, by przerwać błędne koło, by przełamać dysfunkcyjne schematy myślowe. Doskonałą metodą ku temu jest prowadzenie ze sobą tzw. dialogu sokratejskiego, którego przykłady można znaleźć w książkach z tego postu (głównie pozycje nr 1, 2, 4, 14), a który przybliżę czytelnikom w osobnej notatce dotyczącej metod radzenia sobie z chorobą (pojawi się w swoim czasie :D). W trakcie terapii zaburzeń lękowych terapeuci poznawczo-behawioralni właśnie z tej techniki m.in. korzystają w pracy z pacjentem. Można się jej jednak też nauczyć samodzielnie i stosować na sobie z powodzeniem :).

4 thoughts on “Grupa wsparcia osób z nerwicą – charakterystyczne zachowania [moje spostrzeżenia]”

  1. Czytam i oczom nie wierzę!!! To jest o mnie!!! Tylko gdzie mam szukać takiej grupy wsparcia w Łodzi? Bo nie radzę sobie ze swoją hipochondrią od ponad 20 lat! Moi bliscy są też już na skraju wytrzymałości, nie mówiąc już o tym ilu straciłam przez to znajomych.
    Ale blog dla mnie genialny. Dziękuję najbardziej jak potrafię

  2. Nerwicowcy mają wiele punktów wspólnych ze sobą :). Niestety zaburzenia psychiczne, jak wszystkie inne zaburzenia i choroby przewlekłe, odbijają się na funkcjonowaniu całej rodziny. Zachęcam do szukania grup terapeutycznych w Poradniach Zdrowia Psychicznego, a grup wsparcia w Fundacjach zajmujących się zdrowiem psychicznym.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *